Monday 21 January 2013

Dzisiaj wybory w Izraelu. Trzy powody, dla których warto je śledzić.

Księżyc nad checkpointem w Qalandii. Okupacja - temat nieobecny w kampanii wyborczej. Photo by Keryn Banks
Dziś odbywają się kolejne Knessetu, izraelskiego parlamentu, w których prawie na pewno zwycięży prawicowa koalicja pod przywództwem obecnie urzędującego premiera Izraela Benjamina Netanyahu - Likud - Nasz Dom Izrael. Jeśli tak się stanie, “Bibi” Netanyahu zostanie najdłużej urzędującym premierem Izraela po Ben Gurionie. Przypuszczalnie Likud - Nasz Dom wstąpi w koalicję powyborczą grupą Żydowski Dom, jeszcze bardziej prawicową grupą  niedawnego szefa kampanii Netanyahu. Ale to nie Netanyahu powinien przykuwać uwagę w tych wyborach, ale obecność i nieobecność pewnych tematów.




Kończąca się kampania wyborczą rodzi szereg podstawowych pytań o przyszłość:


1. Jak daleko na prawo da się jeszcze skręcić?

Jedynym z zaskoczeń tej kampanii stał się nie fakt, że prawica idzie na reelekcję, ale jak bardzo na prawo posunęła się narracja izraelskiej prawicy. Słuchając prawicowych przywódców w ostatnich dniach można było uznać, że w tych wyborach liczą się wyłącznie głosy najbardziej nacjonalistycznych osadników. W tych wyborach idea ‘Wielkiego Izraela”, zajmującego całe terytoria od Morza Śródziemnego po rzekę Jordan, weszła zdecydowanie do mainstreamu izraelskiej debaty publicznej. Oto kilka przykładów

"Powrót do granic Izraela do granic z 1967 roku (czyli sprzed - okupacji) jest niemożliwy. Nie wyobrażam sobie podziału Jerozolimy, bo nigdy się nie zgodzę na obecność Hamasu 400 metrów od mojego domu" - mówi Netanjahu w dzisiejszym wywiadzie dla Guardiana. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym wykorzenić tysiące Żydów - dodaje poruszając temat nielegalnych osiedli na Zachodnim Brzegu. W Starym Mieście Jerozolimy, części Wschodniej Jerozolimy, którą społeczność międzynarodowa uznaje za obszar nielegalnie anektowany przez Izrael w 67 roku, pojawiły się plakaty ‘Tylko Netanyahu ochroni Jerozolimę” i "Uwaga: potencjalna granica z 67 roku".

Musimy wreszcie przeciwstawić się muzułmańskiemu radykalizmowi - żąda Naftali Benett, główny konkurent Netanjahu na prawicy (po tym jak jego dawny rywal szef MSZ izraelskiego Liberman został skazany za fałszerstwo), lider coraz bardziej popularnego jeszcze bardziej radykalnie nacjonalistycznego Żydowskiego Domu przebija Bibiego i proponuje aneksję całego obszaru C (62% terytorium palestyńskiego). Dziś jest to obszar kontrolowany przez armię izraelską, na terenie którego mieszka 500 tysięcy osadników. Bez tego obszaru nie ma mowy o państwie palestyńskim.

2. Jak długo temat okupacji i procesu pokojowego zostanie zamieciony pod dywanem?

Tak jak temat ‘Wielkiego Izraela’na dobre zgaościł w kampanii wyborczej tak znikł temat procesu pokojowego nie mówiąc o problemie okupacji. Palestyńczycy? Jacy Palestyńczycy? Proces pokojowy? Z Iranem? Rosnąca marginalizacja tematu palestyńskiego w politycznej agendzie Izraela postępuje już od kilku lat. Nie dziwi więc fakt, że dla Izraelczyków temat relacji izraelsko - palestyńskich zjechał dopiero na 7 - me miejsce na liście 'problemów Izraelczyków'. W tych wyborach nawet lewica izraelska nie uznała kwestii okupacji terytoriów palestyńskich za wystarczająco istotną, żeby uczynić ją przedmiotem kampanii wyborczej i skoncentrowała się na problemach ekonomicznych.

Temat został już dawno zamieciony pod dywan.

Tymczasem biorąc pod uwagę wzrastającą frustrację Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych wobec postępującej kolonizacji Palestyny (vide protesty w sprawie E1 czy poparcie dla obserwatorskiego statusu Palestyny na formum ONZ) nieobecność tematu zakończenia okupacji i wznowienia procesu pokojowego w agendzie politycznej pokazuje rosnącą skalę alienacji Izraela. To oczywiście nie musi oznaczać dla Izraela zbyt wiele. Europa od dawna sprzeciwia się kolonizacji obszaru C i na protestach się kończy. Na razie.

‘Nieobecność tematu okupacji - jest dowodem na narodowy kryzys egzystencjalny, który sprawia, że cały demokratyczny proces wyborczy staje się pozbawiony znaczenia’ - pisze w piątkowym komentarzu Noam Sheizaf - redaktor niezależnego izraelskiego magazynu +972 Mag.

3. Czy palestyńscy obywatele Izraela zagłosują?

Sondaże wskazują, że uczestnictwo palestyńskich obywateli Izraela (którzy stanowią 20% populacji Izraela) po raz kolejny spadnie. Jeszcze lat temu frekwencja wśród Palestyńczyków izraelskich była taka sama jak wśród żydowskiej większości i wynosiła 75% . W poprzednich wyborach spadła do 50%.

Palestyńscy obywatele Izraela (nazywani Arabami Izraelskimi) czują się coraz bardziej wyalienowani z izraelskiej polityki, która staje się coraz bardziej oficjalnie anty - arabska. Jednym z niedawnych przykładów takiego działania była próba zablokowania udziału w wyborach Hanin Zuabi - jednej z najbardziej popularnych posłanek palestyńskich do Knessetu. Powód? Uczestnictwo w tureckiej flotylli, która próbowała dostarczyć pomoc humanitarną do Gazy w 2010 roku. Zuabi została uznana za zdrajczynię narodową i ‘terrorystkę’. I choć próba zablokowania Zuabi ostatecznie się nie udała, wzrasta poczucie, że Izraelska demokracja staje się demokracją jedynie dla Żydów.

W zeszłym tygodniu lewicowy dziennik Haarec, zaapelował do arabskich mieszkańców Izraela o udział w głosowaniu pisząc w edytorialu napisanym w języku arabskim, że ‘Arabska populacja nie ma lepszej alternatywy niż obywatelska walka, która wymaga cierpliwości. Arabscy obywatele muszą iść i głosować - za pokojem, za równością, za demokracją’. I choć część komentatorów uznaje ten ton za protekcjonalny do głosowania namawia również posłanka Zuabi - która twierdzi, że mimo wszystkich upokorzeń głos arabskiej mniejszości w Knesecie jest potrzebny.

Jeśli więc komuś leży na sercu przyszłość Izraela jako państwa wielu narodów, które realnie działa na rzecz pokoju Bliskim Wschodzie, trzymajmy kciuki za następne wybory, bo te, przynajmniej tym zakresie, są niestety przegrane.

Photo by Keryn Banks

No comments:

Post a Comment